Stowarzyszenie Saperów Polskich

Koło nr.28 w Łodzi

Menu

Major w stanie spoczynku Filip, Leonard BIŃKOWSKI
s. Józefa.

Członek Koła Nr 28 Stowarzyszenia Saperów Polskich w Łodzi.

Urodzony  23 sierpień 1930 roku w Konstantynowie Łódzkim.

Wykształcenie cywilne - wyższe techniczne – inżynier budownictwa lądowego,
                         wojskowe - Oficerska  Szkoła Wojsk Inżynieryjnych: 1951/54.
W wojsku zajmował stanowiska:

1951 – 1954  podchorąży w Oficerskiej Szkole Wojsk Inżynieryjnych,
1954 -  1957 dowódca plutonu saperów w 1batalionie specjalnym JednostkiWojskowej Nr 3595 w Dęblinie.

1957 -  1958 dowódca 1 kompanii saperów w 1batalionie specjalnym Jednostki Wojskowej Nr 35 95 w Dęblinie.

W rezerwie od 1 czerwca 1958 roku.

Przedstawiany kolega brał czynny udział w rozminowaniu i oczyszczaniu kraju.
Pierwsze rozminowanie w którym brał udział jako dowódca plutonu saperów wykonywał w Warce na przyczółku Warecko-Magnuszewskim nad Pilicą w miesiącach wrzesień i listopad 1954 rok. Był to jego chrzest bojowy. Teren
w którym pracował z saperami był zaminowany polami min przeciwpiechotnych (schpringenmin) i przeciwpancernych (tmipiltz),
a dodatkowo ustawionymi bombami lotniczymi przygotowanymi do wysadzenia z ukryć.

Było tam bardzo trudno i niebezpiecznie. Bagna, zarośnięte Pilicy brzegi chaszczami i lasem, na dodatek często zalewane przez rzekę nie ułatwiały pracy. Wśród miejscowego społeczeństwa spotykał  młodych, okaleczonych chłopców bez nóg i rąk co wskazywało na pozostawione pola minowe. Przygnębiające wspomnienia.

W roku 1955 rozpoczął prace ze swoimi saperami wiosna, rejon Nowa Słupia, Stara Słupia, Święty Krzyż
i przyległe okolice lasów Świętokrzyskich. Tutaj miał do czynienia
z minami pozostawionymi przez wojska niemieckie, rosyjskie i pułapki minowe partyzantów zabezpieczające ich przed niemieckimi wojskami i żandarmerią niemiecką. Okoliczni ludziew wyniku braku informacji o skutkach pozostawionego sprzętu wojskowego, a szczególnie min
i pocisków, niejednokrotnie wykorzystywali je do zabezpieczania potrzeb życia codziennego
w swoich obejściach. Wykładali chodniczki i podwórka minami przeciwpiechotnymi i przeciwpancernymi nawet z uzbrojonymi zapalnikami. Niektórzy rolnicy klepali na nich kosy… Wiosna tego roku była dla opiniowanego niezwykle obfita w ilość zlikwidowanych min i pocisków artyleryjskich.

Następny etap w działalności saperskiej to Bieszczady: Łubków Nowy, Łubków Stary, Górzanka, Komańcza, Wołkowyja, Przełęcz Dukielska - to miejscowości, w których pracował  jesienią 1955roku (od września do listopad). Razem ze swoim plutonem rozminowywał wymienione rejony z min ustawianych przez bandy UPA. To miny przeciwpiechotne, przeciw transportowe i przeciwpancerne. W zależności od rodzaju prowadzonych w tym rejonie akcji bojowych, były ustawiane różne pola minowe zabezpieczane obowiązkowo minami pułapkami. Ten fakt oraz brak jakiejkolwiek dokumentacji pól minowych zwiększał ponoszone przez niego ryzyko do maksimum. Spotkał się tam z bardzo mocno rozbudowaną „infrastrukturą podziemną” we wzniesieniach Chryszczate Jeden i Chryszczata Dwa. Wzgórza te nafaszerowane były  zaminowanymi głębokimi bunkrami podziemnymi i tunelami w których zabezpieczono skryty tryb życia „Banderowców” ( magazyny uzbrojenia i żywnościowe, młyny, hodowla bydła
i ubojnie zwierząt domowych, całe zakłady przetwórcze niezbędne do zaspokojenia potrzeb życiowych). Było to dla opiniowanego  ciekawe ale i pełne ryzyka doświadczenie.

Ten okres, wytężonej pracy zaowocował awansem na stopień porucznika.

Wiosna w rok 1956, to pobyt koło Baligrodu i Cisnej. Jako porucznik rozminowywał  ze swoimi saperami lasy i tereny przyległe do  wiosek starając się oddać jak najwięcej ziemi pod uprawę.

Jesienią tego roku  prowadził opiniowany prace w m. Zagórz i okolice Sanoka. Była to interwencja saperów na prośbę miejscowej ludności. Utkwiła mu w pamięci miejscowość Ropienka, gdzie „Banderowcy” zaminowali tereny przyległe do szybów naftowych. Bardzo przeżył zdarzenie w PGR Wołowyja gdzie oczyszczony przez saperów teren ponownie zaminowali banderowcy UPA. Na minach tych wyleciał w powietrze chłop orzący ziemię.

Praca opiniowanego nie była limitowana żadnymi dniami wolnymi, lecz zakończonym zadaniem. Niejednokrotnie cały swój wysiłek poświęcał na transport bo były to własne plecy gdyż teren był trudny do pokonania nawet przez „Sztudebakery”, brak dróg, mostów i dużo wzniesień. Na co dzień „but gumowy i pałatka”. Nikt  nie pytał dla kogo to robił i za jakie pieniądze… Robił to dla kraju, Ojczyzna tego wymagała i był z tego dumny.  Mógł coś dla niej zrobić, dla niej to znaczy dla następnych pokoleń… pokoleń które dzisiaj rządzą i mogą Ojczyznę przekształcać
w Polskę pełni demokratyczną.

Kolega Filip BIŃKOWSKI  często w naszych saperskich rozmowach podkreśla, że brakuje informacji w kartotekach wojskowych o jego wysiłku, o saperskiej pracy w latach 1954 -1957. To były typowe sprawy związane z oddawaniem ziemi dla społeczeństwa, ziemi która znów mogła rodzić zboże i dawać życie narodowi. 
Posiadał w opiniach miano wysokiej klasy specjalisty – sapera, opanowanego,  starannego
i sumiennie wywiązującego się ze stawianych zadań. Nie lubił sam siebie oceniać, ale jako saper i jako dowódca miał to szczęście saperskie wchodzić w skład pierwszych  plutonów saperów i być ich dowódcą, a tym samym zawsze stać na czele wykonywanych zadań i saperskiej pracy.